na wygrodzenie i uciechę. Bo co ona mu rzecze, on wraz na izbę okrzykuje.
„Powiada, że się nazywa Helena.“
„Czemu wszystko powtarzasz!“ — zdzieli go dziewka tęgą łapą po pośladku, aż się podegnie wątlak.
A żaki w śmiech nad tem szumnem, z zamku, imieniem dziewki z pod wiechy. Oto jeden kogucik wystawi się przed nią i recytuje jej w nos:
„Si tu esses Helena, vellem esse Paris!“
Naprzykrzają jej się te żaczyska jak złe muchy; a przecie rada widzi, że się za nią po izbie wciąż merdają. Każdej lubo, gdy się zalotniki koło niej kręcą.
Gdy tak żaki płoche figlują z dziewką, przestąpiło próg aż czterech panów poważnych z krótkiemi gęślikami do opowieści. Nie odrazu poznały rybałty panów żonglerów, którzy pod żaden kościół utrudzać się nie potrzebowali, rozchwytani po wszystkich piekarniach i wieczernikach grodu.
„Bodaj to sztuka prawienia romansów! — wzdychają igrce. — Każdy z nich na świeżo wykąpan, nakarmion, w szatach dumnych...“
„Nie drażnić bestyi!“ — huknie tymczasem jakiś głos z za proga.
Rozległ się głuchy szczęk łańcucha i za chłopem w spiczastym kołpaku wwala sapliwie swe cielsko niedźwiedź ogromny; — aż zacuchniało nagle w izbie. Na zadnich łapach kołysze się w chodzie, srogi
Strona:Żywe kamienie.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.