niach?.. Kochaj więc, jak my tu wszyscy, nasze sztuki wolne! I razem naszą dolę wagancką — ze wszystkiem, co na niej twój djabeł uwiesił. I nie wierz w mnichów upiory. Niema djabła! Niema piekła! Niema grzechu! — krom w twojej udręce i zrojeniu.“
„Niema piekła? niema grzechu? — powtarza goliard jak ze snu. — Gdy wszystkiego już dla cię niema, dusza-ż to przecie zostaje, wieczna, — dusza nieśmiertelna! I w tobie.“
Poderwie mu się przed oczyma, lecz półciałem tylko, jak ta ryba. I tak nań popatrzy. A potem trąca go kułakiem w czoło:
„Nieśmiertelna!.. Wieczna! — przedrzeźnia. — I zaroiłaż się ta głowa utrapieńca nad wiecznościami! Jestże gdzie wieczność? Wiesz napewno?“
„Kobieto!“ — szarpnie się w tył.
Ale daremnie: mocno ogarniała go ramieniem.
„Byś patrzał teraz na mnie, a widział, jak ja ciebie chcę w tej chwili, a czuł mnie całą do ciepłej skóry, krzyknąłbyś mi to usta — niemą wargą! A chwyciwszy w ramiona, poniósłbyś mnie na gościńce wolne, — zaświstałbyś ludziom na szyderstwo z cnoty wszelkiej, — zagrał na piszczałkach pani Wenus samej, — jej na chwałę zaśpiewał pieśń!.. Z lubością powtarzać ją będą oświeceni po szerokim świecie... A gdy się zmęczymy szczęściem, splatać ci będę w słońcu, u źródła, wianek tej jednej wieczności, która jest. Ja ci ją dam, — nie kościoły.“
„Satana lubrica!... — zagrzmi nagle jak w kościele; — aż się trzęsło coś w ludziach.
Strona:Żywe kamienie.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.