Strona:Żywe kamienie.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

Przez komin stacza się coś z łoskotem, spada a tupocze głucho o mury. Z owisłej na izbę czeluści dymnika zwala się na żuzle komina koźlisko czarne o skrętnych rogach. Jednem targnięciem przyodziewku obnaży się skoczka całkiem. I dosiędzie onego kozła. Spina go białem udem, piętą daje ostrogę — i wzlatuje na nim w rozwartą dymnika jamę; turkocze okrutnie po murach w kominowym pędzie. A na izbę buchnie dym czarny i wybłysną na wsze strony żółte języki siarkowego ognia, — aż rybałty wszystkie złote mieli twarze i zielone oczy.
Ale już nie ruszał się nawet — rzęził tylko u beczki.