Strona:Żywe kamienie.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.
J

Jeszcze żaki obnoszą lekarza po izbie gdy psy kuglców, zadrzemane gdzie po kątach, zerwą się nagle z poław i śmigną na schody piwnicy by tam dopiero wszcząć wielce brzechotliwy gwałt sfory całej. Po chwili ścichną tak nagle i głucho, że aż dziwnem wydało się to w gospodzie. Oto znów są u progu, ale na ogonach przysiadłe. Tyłem czołgają się na brzuchach ku panom swoim, aby — im na ostrzeżenie — zawyć z żałośliwem wyciąganiem łbów.

Kopaniem i przekleństwami uśmierzają kuglce ten niepokój psów swoich, jakby urzeczonych światłem księżyca na dworze.
Nad pochylonemi znagła karkami wagantów wszystkich, w rdzawym blasku lampy oliwnej, wyświetla się u proga przeogromna zbroica — wielkolud chyba — wypełniając sobą rozwór wnijścia cały. Srogi ceber hełmu jego sięga nad żebro powały, gdy one karwasze naramienne z litej miedzi obłękiem trzymać mu każą ramiona, czyniąc go jakby odętym sierdziście. Upiornego miecza jelce w krzyż dzierży prawica