Strona:Żywe kamienie.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

„Miejcież, panowie, bodaj wesołka prawego, na to zakrólowanie wasze śród igrców.“
A powróciwszy ku nim, przerazi się jakby nagle śpiżowym ogromem jego towarzysza na ławie. Tem żwawiej przysiada za chwilę tuż pod jego nogami, które tak nieruchomie zbodły się, shaczyły w zadumie postaci całej. I wspiera czerwony kaptur dzwonkowy o stal pancerną tych stóp długich, — a przykłada się zarazem do gęśli.
„Bo tak też i króle, — powiada, — tem okrzeplej na tronach siedzą, im gorliwiej pląta się u ich nóg chwalca z gęślą, by każdy widział: — czem jest igra przed frasobliwością czynu.“


Lecz płatnerz pochyla się oto nad tym wielkoludem na ławie, jakby z troską.
„Przyległo się coś na długo? Hę?.. Chociażeś, panie, chłop duży, uprzedzałem cię jednak, że nad dzisiejsze to moce człecze dźwiganie zbroi takiej. Aleś się uparł!“
Począł się przerzucać na boki olbrzym nieruchawy, chrobotać zbroją, o mury, szczękać jej żelazem. Więc towarzysz jego wraz z płatnerzem podejmują go pod pachy, gęślarz w wesołkowej czapie spycha mozolnie stopy jego z ławy. Postawili go wreszcie na ziemi okrakiem szerokim.