to oczekiwałem, głupi, zachęty w rzemiośle mojem, ich pochwały na ratuszu. Pochwalili mnie, jako ja ich teraz chwalę: cielce i bycy tłuści!... Nie dziw się tedy, panie, że za to twoje rozmiłowanie w dziele mojem na pół darmo odstąpiłem ci je, — gdy familia twa taka skąpa. A jeszcze ci z wdzięczności i wojsko sposobię na to przebicie się z grodu: — buntuję naród włokitów.“
I znowuż doskoczy do zbroi, tym razem już tylko o zalotność jej dbały, bo ten pektorał pod naszyjnicą poprawia na piersiach, by rzucał jak trzeba błyski zwierciadlane. Aż go rycerz odepchnął od siebie, w tem snadź zniecierpliwieniu, że nabył wszak rzecz i zapłacił za nią; więc niech się płatnerz odczepi wreszcie od dzieła swego!
Z urazą ładuje mistrz swe narzędzia do wora na brzuchu. I już tylko do się mówić raczy, mruczy w brodę swoją:
„Tego nie chcą zrozumieć ludzie, że można kochać rzemiosło swoje. I że ono kochanie — i bez kobiecych piersi — tak w człeku nieraz rozpali, że nie poskąpisz dziełu swemu i najlepszych lat życia... Gdzie wtedy myśl o czyim pożytku zostaje?!.. Na jaki pożytek spalasz się ten i owy przy cyckach żoninych? Owoż ja się palę do innej pani.“
„Daremnie! — machnął nań ręką czeladnik wesołkowy, który nie powstał jeszcze z ziemi. — Całkiem ta pani nie łasa twych pieszczot kowalskich. I już widzę, jak cię zdradzi ze mną, — chociażem ja igrzec nie duży i krótkie są piosenki moje.“
Strona:Żywe kamienie.djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.