Strona:Żywe kamienie.djvu/237

Ta strona została uwierzytelniona.

„Jako żywo, czynię to. Wiem-że: wy niczemu, co jest nad dolą waszą, pomocnej ręki użyczyć nie zdołacie — w niedołęstwie tych rączek waszych, miękkich i śliskich od samolubstwa!..“
W tejże chwili zakotłował się przed nim wrzaskliwy zamęt ramion i głów. Żaki to przedewszystkiem ruszyły nań z miejsca. „To jest obraza młodzieży!“ — uchwalają między sobą w tym krzyku opętanym. Za żaków natarciem psy kuglców zerwą się z pod ław z ujadaniem wściekłem, — jakby za obrazę swych panów. Tym tumultem podjuszony podejmie się na zadnie łapy niedźwiedź u pieca. I rycząc jak ten smok w jamie, wali wprost w to kłębowisko ludzkie. Wlecze za sobą łańcuch pochrzęstny, oplątuje nim i przewraca niejednego; a kusemi ramiony to z prawa to z lewa zagarnia: nim kłami chwyci, pazurami może ułapi i pomści — rzekniesz — obrazę sztuk wszystkich. Zgoła piekło rozpęta, kto igrców i żaków na siebie obruszy.
Podjął się wreszcie z ławy i siłacz okrutnie gruby. Poroztrząsał żaki jak te beczki hałaśliwe, psy kopaniem gdzieś pod ściany poodrzucał, niedźwiedzia za ten kolec u nosa o ziem cisnął; a zbliżywszy się wreszcie do rycerza, dłonią tak w wierzch jego pawęży uderzył, że mu ją kantem w podłogę wbił i osadził. I pięść mu swą wówczas pod nos wyciąga.
„Miękka ci się widzi ta rączka, panie? Nie daj Boże nikomu popróbować. Ja na twe zbiry tarczy nie będę potrzebował, ani w blach żelazny kowalowi zakuwać się nie dam. (Co mówiąc, ściąga wraz