Strona:Żywe kamienie.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.

Za rycerzami błędnymi, w wagantów kompanii, wyruszyłem z grodu. Mamże się tego powstydzić przed Tobą? Za błędnem rycerstwem porwał się wszak po raz pierwszy z rodzicielskiego domu i Twój Franciszek święty; a nie zaparł się przodownictwa tego, aż po próg wtórego żywota swego na ziemi, — bo wonczas to właśnie: w chwili najwyższego tryumfu duszy, zaśpiewał hymn błędnego rycerstwa. — Więc mamże ja się powstydzić?.. Żem człek uczony?.. I ze świeczników wiedzy niejeden, za błędnych rycerzy przykładem, wyruszał z rodzinnego grodu w Twoich światów tajemnice, — choć z ciężkiej szkapy lat szanowniejszych wyprze się pewnie onych przewodników młodego serca: nie stać go będzie na wdzięczność Franciszka. Nazbyt bo roztropny stawa się z wiekiem stęp uczonych kobył, — brak im wiatronogich zamłodu towarzyszów Muzy: igrców i żaków z gościńców świata... Więc wyznaję bez wstydu: z nimi wyruszyłem ja z grodu. Dokąd zasię sam dążę, człek stary? Do śmierci, pono. Którędy? Drogą cierpień i smutków człeczych, którym Ty, jak piachowi morza, rozmnażać się pozwalasz, a my ledwie tysiączne usuwamy gdzie ziarnko. Taka to nasza droga, lekarzy, za widmem rycerzy błędnych.“
Nie prędko oderwać się dała szkapa od kęp trawy na rozdrożu. Wreszcie truchtem ruszy z miejsca, — roztrzęsie nad swym grzbietem kołpak lekarza, obtłukuje o swe boki cienkie piszczele wędrownego klerka.