Strona:Żywe kamienie.djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.




G

Gdy u furty klasztornej imał się brat krzyża kołatki, stężała mu ręka... „Szkatuła twoja kwestarska — gdzie?! I w czyich rękach?.. A za co oddana?“

Kłodą zwisło ramię, odpadłe od krzyża. A i próg furty, gdy doń czołem przyległ, odpycha precz:
„Po coś tu się zwlókł mnichu? Rozwłóczyć chuci po klasztorze? Zamącić te święte cisze wziętym w siebie zgiełkiem kobiecego ducha? On duch i najsurowsze mury samotności pokruszyć zdoła. Idź, idź, przeklęty, z myślą o kobiecie w świata zgiełk! Za żonglerami śpiewaj na kobiet cześć! za skoczkami po rynkach skacz! za goliardem kościołowi bluźń! — Oddaj habit, oddaj sznur!.. “
Rozpaczliwym zaciskiem ramion przygarnia mnich do piersi habit, sznur i różaniec. I, odstąpiwszy od furty, jął się błąkać koło muru, dłonią po nim wciąż wodząc. Tak zczeznął, powiadają, mnich niejeden wypędzony z klasztoru, choć go miłosierdzie braci podkarmiało u furty, z misy wystawianej dla psów zbłąkanych.