jak Parsifal za młodu; choćby i ziemskich wrogów pogromca i ofiarny prostotliwiec, jak Lancelot sam; choćby i niebieskich roztęsknień prostodusznik tkliwy, jak owca tu moja każda — prostakiem miłości zostanie mi nadewszystko!“
Goliardowi zaokrągliły się oczy w zdumieniu:
„I franciszkanin to powiada?! Tak miłość, by najczystszą, niży? i tę ofiarność rycerską, jaka z niej się rodzi? i ten cud, jaki ona dokonywa w waszych sercach, franciszkanie?,. Prostaki-ż to, gbury nieledwie?!“
Mało baczy przeor na to oburzenie:
„Wiódł żydów Zakon gniewu. Wiedzie nas on wtóry Zakon miłości ku wywyższeniu rodzaju człeczego — i ponad miłość samą.“
„I franciszkanin to wszystko powiada?!“
A przeor podejmie tylko na niego to ciche rozświetlenie oczu.
„De spiritu sancto któż wam tedy powiadać będzie?..“
A gdy te oczy jego, nastawione jakgdyby na dale, na bliższe rzeczy po chwili wejrzały, zatrzymawszy się przelotem na twarzy goliarda, — zachmurzył się wzrok starca. Ujrzał przed sobą chciwą ciekawość artisty, może paryskiego dysputacyi ucznia, — a nie wejrzenie duszy łaknącej światła.
Więc przeciął jakby dłonią tamte wynurzenia myśli swoich, odsuwał je w surową dal przed ciekawością włóczęgi.
Strona:Żywe kamienie.djvu/299
Ta strona została uwierzytelniona.