Strona:Żywe kamienie.djvu/304

Ta strona została uwierzytelniona.

Zakonu gniewu, jak żydzi, duszą nie wyrósł... Obaczysz! doznasz! — pogroził. — Każda dusza pod taki Zakon się dawa, ku jakiemu wartością swą dojrzała.“
A on na to:
„Surowszy jest twój Zakon Ducha, widzę, i od Bożego bodaj gniewu... Nie lepszy ponoć jest i ten mistrz twój (podjął na chwilą księgę, by ją wnet odłożyć). Który ze strun naszych, wszystkie zdjął... niedopełnienia, on to właśnie i te gęśle nasze zapowiedne i nas samych za stracone łamie!.. Takie to, ojcze, twojego Zakonu mesjasze, że swe Jany...“
Tu goliard załamał się całkiem: osuwa się na kolana u skrzyni, a czołem uderza mimowoli o księgę. Bratu Łukaszowi wydało się w tej chwili, że słyszy głuche podzwonne strun, jak gdyby tam kto gęśle o ziemię rzucił i roztrzaskał.
A przeor chmurzy się wciąż nad temi znamiony największych targań się, niestatków i grzechów świeckich: nad zwichrzoną czupryną wędrownego poety, rozwianą oto w tej chwili na skórze i okuciach księgi wiecznej.
Kiwa głową nad tym widokiem i szepcze do się:
„Pierwszy człowiek z ziemie ziemski, wtóry człowiek z nieba niebieski, powiada apostoł.“


Nawet księgi przestały cieszyć przeora, gdy powrócił od furty, dokąd, jako gospodarz klasztoru, odprowadzał goliarda. To jedno już tylko powiadał