Strona:Żywe kamienie.djvu/331

Ta strona została uwierzytelniona.

sam, skoczywszy na kamień u przyźby któregoś domu, obwołuje się ludziom: „Posłuchajcie, panowie, pieśni, która szczęście bogów i ludzi z żywych kamieni wygłosi. I życia doskonałość w oczach wam zdwoi.“
„Witaj!“ — odrzeką. — „Salve!“ — krzyknie rynek cały.
Nie prędko oprzytomniał tym razem, że ani na rynku nie stoi, ani gęśli nawet przy sobie już nie ma (gęśle za votum zostały w klasztorze). Ręce garną się mimo to do piersi, jakby przy nich, ni ten szczęt apollinowej lutni, pozostało echo radosności dawnych. I za nic mu już w tej chwili nawet oświeconych słuchaczy łaska. Jałmużny to ze stolców grodzkich godności, świadczone za pokłon nadewszystko. Stokroć więcej warte włóczędze to zamyślenie — w rytmów tanecznych niespodzianym zewsząd owiewie...
Błogosławione niech będzie to czucie wszystkich rzeczy radośnie błahych!
Zamyślenie nad... Ot nad tem bodaj tylko, jaką to zapiekłą wonią zieją wrzosów fiolety wśród nagrzanych głazów, — jak ta woń aż pęka w białych motyli wytryski i muszek brzękliwe roje, gdy się dołem, u badyli, jaszczurka przewinie; — nad tem, jak te szelestne wiry osinowych liści nad strumieniem słyszą się zdala, by dziewcząt szepty i zmowy; — nad tem, — jak ten cień pod osiną w boisko taneczne nagle się zamienia, w słonecznych promieni po murawie pląs i pustotę niemą.