Pije Bakcha upojenia bez kruż: bóg przez żyły jego przepływa, serce samo w taniec wzywa: — Dyjonizos!
Jakgdyby widział bluszczowego tyrsu jego rozmach na przodowanie:
„Za Najad pląsem i w bachantek szał!..“
I tego berła szaleństwa wzniesienie się nagle błyskawicowe:
„Nie zdrabnian, nie niżon i nie śmiertelny
niech mi będzie ton!“
Cześć mu zaś oddaje nietylko taniec z pogrzebów pochodnią, która u tego boga ołtarzy oznacza odrodzenie...
Największy śród bogów samych miłośnik gędźby, kocha się, wiadomo, w słonecznych ukojeniach fletni. Lubują się w nich i panie tej świątnicy białej nad strumienia wodą: — nimfy, które u pogan niegdyś i Muzami były.
Więc, by bogu i im może wygodzić, przysiadł było Pan na głazie, podwinął rać pod kolano drugie, odął gębę przy fletni, wytrzeszczył ślepia w zapamiętałości grania — i dmie:
Z nawilgłych, rechotliwie przelewnych tonów fletni tchnie ros i rzeźkości na poły jeszcze rozmarzony wiew, — porankowy zew: świtanie!..
I nowych świtów zjawą wywołuje przed oczy tę nimfę a Muzę najmłodszą: chłopię prawie, o ruchach jeszcze całkiem niegiętkich. Dwie dziewanny, za po-