Strona:Żywe kamienie.djvu/382

Ta strona została uwierzytelniona.

Wraz z towarzyszami klęka reszta goliardowej familii: linochód w blaszkowym stroju rycerza, z żerdzią popisów w ręku; siłacz wielki i gruby, jak święty Krzysztof; gadkarz przepołowiony wpodłuż na kraśną i zieloną połacie człeka; kuglce z mądremi psami; rybałtki o malowanych twarzach, i z niedźwiedziem swoim płowy poskramiacz z nad Odry: — zgoła tota joculatorum turba!
Tuż za nimi klęczy na obrazie i mnich sam, z paletą i pędzlami w wyciągniętych dłoniach, cały w doznanem widzeniu oczu i tych dłoni, — jak rankiem u żywego kamienia.
Zaś na samym przodzie obrazu, w postaci i doskoku capa, skoczek bachowy do wzdętej wargi nad bródką przykłada oto gorliwie organkową fletnię Pana...


Tu, w gwałtownem znagła zaniepokojeniu sumienia, zatrzymały się myśli mnicha. I zgasło widzenie obrazu. Z zadumy, jak ze snu, ocknięty, począł się brat trwożnie oglądać po za siebie, przepatrując ogród cały, wszystkie jego ścieżki głuche.
Nazbyt bo dobrze, i zgoła bez wiedzy, a z niesamowitą wyrazistością, wywołał z pamięci postać jego. Zda się woń bydlęcą jego kudłów capowych czuje w tej chwili i słyszy nieomal much bzykanie nad nim.
Takim jawił mu się wówczas, po nocy, gdy z ogrodu bram wylęgały na gościniec zbiegłe od