Strona:Żywe kamienie.djvu/428

Ta strona została uwierzytelniona.



G

Gdyby dwa dzięcioły garbate rysują się w mroku krypty postaci dwóch mnichów zakapturzonych, kujących w wieko trumny. Z gwoźdźmi na podręczu, — w zębach, — świstliwie pogadują ze sobą bracia. Złe są mnichy w tej chwili. Za igrę, której się spodziewali, owo jakie rzemiosło grabarskie sprawować im kazano po nocy. I to dla kogo?!... Tyle bo o goliardach wiedzieli zakonniki, że klerki to najbardziej zuchwałe, wynoszące się nad stan duchowny, wierszami pyszne, nauką dufne i gardzące mnichami.

Puka któryś z nich młotem w trumnę, tuż nad głową goliarda, jakgdyby budził uśpionego snem wiecznym. I powiada:
„Spokorniałeś bracie?! Poczekasz w tej pokorności na Sąd Ostateczny!... ,A wtedy już wam nie pomoże, klerki, Aristotelesa logika. Ani Wenus z synem swoim, ani Zeus wasz z piorunami w dłoni, ani Platon, szaleniec, z żakami swymi!’... Tak pisze Hieronim święty“.