madzie jakiej ubędzie onego respektu przed czemkolwiek, co się zyskiem nie wypłaca w życiu, gdy wystygnie i on zapał, który się żywi beztroską wszystkich, — wonczas samolubstwo przezorne wypełza z każdego serca. Tak się rozbijają gromady wszelkie, — osobliwie te, które skojarzył duch czasów.
Więc, wzdychając po goliardzie, użalał się każdy właściwie nad samym sobą. Spochmurniał nawet gadkarz, wyskarżając się ludziom, że nad sztukę gadkarską wolą dziś mieszczany grodzkich ucieszników urągliwe wyskoki przed cudzemi oknami; że od najpiękniejszych gadek ze świata ciekawsze im zawsze najbliższych sąsiadów sprawy i dole; że na nich to, na sąsiadów, gadki układać proszą, — a i szczodrymi być obiecują.
„Przyjdzie na te ciężkie czasy imać się tego rzemiosła; żonkę i bachory tu sprowadzić i osiąść w tem mieście jako magister sedentarius“.
„Niema to, jak sztuka opowiadania romansów! — powiadają inni. — Dość spojrzeć na dumne szaty panów żonglerów. Rychło patrzeć jak taki rumaka dostanie i samopas w świat ruszy, chełpliwie spoglądając na dobrych niegdyś kompanów Muzy pedestris“.
„Nie drażnić bestji!...“ — rozległ się w tej chwili głos niedźwiednika z przed kościoła.
Ten bo nawet progu kościelnego przekroczyć nie mógł, największy zawsze niewolnik sztuki swojej. Tymczasem oganiał swego zwierza, jak od much, od pustoty rybałtek. Goliarda pożałował było pacierzem, jako chrześcijanin, bo nie jako towarzysz: miał z nim
Strona:Żywe kamienie.djvu/436
Ta strona została uwierzytelniona.