Strona:Żywe kamienie.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

świece w nadołtarzowych fioletach, śród złocistych mżeń i rozchwiei wybłysków. Na tle tej żarzy kościelnej wychyla się z mroku krucyfiks olbrzymi, zawisły nad chórem.
Przykląkł i, jak trzeba, odmawia ranne pacierze. Póki w rozkolebaniu pobożnem nie zatrzymała mu się głowa: — wziął na się wejrzenie krzyża.
„Tyżeś dla kobiety poniechał Parsifala u dróg rozstajnych, — na samotność gorzką porzuciłeś druha, nieuleczonego z ran świeżych.“
„Porzuciłem!“ — uderzy się kułakiem w pierś.
„Tyżeś dla kobiety zaprzedał i przyjaciela drugiego! — przedałeś, rycerzu, konia-druha najwierniejszego, który swe zdrowie i życie z twojem zjednoczył“.
„Przedałem!“ — jęknie.
„Tyżeś dla kobiety, słowu Mojemu na wspak, miecz zastawił, by płaszcz strojny kupić! Tego nie uczynił i sam Judasz Iskariota, który mnie przedał.“
Bił czołem o kamienie kościoła.
Snadź na płytę grobowca głową natrafił, bo zadudniało pod nim echo z trumien piwnicy.
W długie potem zaciągi organowych basów uderzyło nagle gęste dreptanie mniszych chodaków. Wyraja się tych kapturów mnóstwo wielkie z podołtarzowej krypty, zda się owiane tchnieniem trumien i zagłuszone w sobie szeptaniem pacierzy.
W kołacie i uroczystym rozruchu sadowią się mnichy po stallach.
Jeden z nich tylko zatrzymał się u wielkiej księgi graduału, w żółty blask świecy wychylił z pod kaptu-