Strona:Żywe kamienie.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

„My po zarojenia nasze garścią w życie nie sięgamy. Ani sięgać nie uczymy, — jak to czynią żonglerzy, którzy lubią żyć w zgodzie z powszechnością. Rzecz nasza w duszy twej się kończy, w życie nikogo nie powiedzie sama. Nie pragniemy być wodzami ślepych, jak nie pragnął tego i Paweł nawet sam“.
„Oh!“ — żachnął się rycerz na to wysokie porównanie klerkowej pychy. — „Ale ty, baczę, i w porywy człecze nie wierzysz: od zła ku dobru, od niższego ku wyższemu, — jak o tem żongler pięknie opowiadał w piekarni“.
„Nazbyt już często przoduje w duszach onym porywom pani Wenus“.
„Ty, widzę, i w ten płomień nie wierzysz, jakie nam w sercach zapalają przecie Muzy same?“
Goliard odymał wargi.
„Chłodniejsze mają serca Apollina panie, niźli się to wam laikom powszechnie wydaje. Zasię on sam nie w sercu ma płomię, lecz u czoła.“
„Wolę ja po stokroć gorące słowo żonglerów, które w życie wiedzie!“
„Wierzę-ć panie. Jesteś wszak sam z nich cały: z żonglerów ducha. A wielu dziś takich na świecie“.
Chciał było obruszyć się na to rycerz, ale, spojrzawszy na goliarda, machnął tylko ręką wzgardliwie.
„Bliżsi nam przedsię będą zawsze ci, którzy z nami naszem sercem żyją, — a nie klerki, nie goliardy“.
„Doznaję tego w życiu swem“.
I poszli dalej w milczeniu.