Ten, po wysłuchaniu skargi, zażądał, aby Franciszek postarał się o zwrócenie pieniędzy ojcu, a potem z błogosławieństwem Bożem, oddał się bogomyślności.
Franciszek wyjął pieniądze, jakie miał za sprzedane sukno i konia i oddał je ojcu, poczem wszedł do sąsiedniego pokoju, zdjął ubranie, włożył habit z grubego materjału i położywszy ubiór świecki u stóp ojca, rzekł:
— Do tej pory Piotr Bernardoni był moim ojcem, lecz odtąd nie będę go zwał ojcem swoim, ale będę powtarzał z ufnością: „Ojcze mój, który jesteś w niebie”.
Scena ta poruszyła wszystkich do łez. Franciszek, niekrępowany już niczem, wolny i niezależny, udał się za miasto, aby rozpocząć nowe życie, całkowicie Bogu oddane.
Idąc śpiewał radośnie, rozweselony z szczęśliwy, choć nie posiadał ani grosza, wyzbyty ze wszystkiego, w starym płaszczem, ubogi i bosy święty biedaczyna Franciszek.
Wyszli zbójcy z jaskini, a widząc śpiewającego wesoło nędzarza, spytali, kimby był.
— Jestem piewcą wielkiego króla — odrzekł.
Strona:Żywot Św. Franciszka z Assyża.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.
12