Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/027

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakkolwiek wyda się to panu nieprawdopodobne, niemniej jednak sir Karol był szczerze przeświadczony, iż okrutna fatalność ciąży nad jego rodem, a kroniki familijne nie mogły istotnie dodać mu otuchy.
Myśl o ciągłej obecności jakiegoś ducha ścigała go nieustannie. Często zapytywał mnie, czy podczas nocnych wycieczek nie dostrzegłem nigdy jakiej postaci fantastycznej, czy nie słyszałem szczekania psa. Ostatnie pytanie zadawał mi niejednokrotnie, a zawsze drżącym ze wzruszenia głosem.
Przypominam sobie doskonale drobne zajście, które się zdarzyło na kilka tygodni przed jego śmiercią. Zajechałem pewnego wieczora przed zamek i zastałem sir Karola w drzwiach przedsionka. Zeskoczyłem z amerykana i stanąłem wprost swego przyjaciela, gdy naraz zauważyłem, że oczy jego skierowały się po za moje ramię i patrzyły z wyrazem najokropniejszej trwogi. Odwróciłem się i dostrzegłem jeszcze na skręcie drogi coś nieokreślonego; zdawało się, że to wielkie czarne cielę.
Sir Karol był tem zjawiskiem taki wzburzony i zaniepokojony, że musiałem pójść na miejsce, gdzie zwierzę się ukazało i szukać go. Ale zniknęło bez śladu. Zdarzenie to wywarło na nim straszne wrażenie. Spędziłem z nim cały wieczór i wówczas to dla wytłómaczenia wzruszenia, powierzył pieczy mojej rękopis, który panu przeczytałem. Wspominam o tem drobnem zajściu dlatego tylko, że nabiera pewnego znaczenia ze względu na późniejszą tragedję; narazie nie przywiązywałem do niego żadnej wagi