łem w Stanach Zjednoczonych lub w Kanadzie. Nie sądzę jednak, aby strata buta wychodziła poza granice pospolitych zdarzeń w życiu.
— Zgubił pan jeden but?
— Ech, pewnie się gdzie zarzucił — odezwał się Mortimer. — Znajdzie go pan po powrocie do hotelu. Czy to warto nudzić pana Holmesa takiemi drobnostkami?
— Pan Holmes pytał mnie, więc mu odpowiadam — odparł sir Henryk.
— Bardzo słusznie pan czyni — rzekł Holmes. — Opowiedz mi pan wszystko, nawet to, co uważasz za zdarzenie błahe. A więc utraciłeś but?
— Jeżeli go nie zgubiłem, to w każdym razie zarzucił się. Wczoraj wieczorem postawiłem buty przed drzwiami swego pokoju, a dziś rano znalazłem tylko jeden but. Pytałem chłopca hotelowego, lecz nie umiał mi dać żadnego wyjaśnienia. A były to buty nowiuteńkie, kupiłem je wczoraj na Strandzie i nie miałem ich jeszcze na nogach.
— Jeśli pan w nich nie chodziłeś, dlaczego kazałeś je czyścić?
— Żółta skóra nie miała połysku, chciałem, żeby go nabrała.
— Wczoraj więc, przyjechawszy do Londynu wyszedłeś pan natychmiast na miasto i kupiłeś obuwie?
— Kupowałem jeszcze inne rzeczy... Doktór Mortimer towarzyszył mi. Do licha! Jeżeli mam grać rolę wielkiego pana, muszę być odpowiednio ubrany... Na Dalekim Zachodzie nie dbałem tak o swoją powierzchowność...
Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/051
Ta strona została uwierzytelniona.