pytanie Sherlocka Holmesa. — Mogę tylko zapewnić pana najuroczyściej, że przez ostatnie dwa dni nikt nas nie śledził. Ilekroć wychodziliśmy, oglądaliśmy się bacznie dokoła i szpieg nie byłby uszedł naszej uwagi.
— Przypuszczam, że panowie byliście nieustannie razem?
— Z wyjątkiem popołudnia wczorajszego. Za każdym pobytem w mieście poświęcam jeden dzień wyłącznie rozrywce; spędziłem go tedy w muzeum Akademji chirurgicznej.
— A ja poszedłem do Hyde-parku popatrzeć na elegancki świat — rzekł Baskerville. — Ale
nic nie zaszło, nie mieliśmy żadnej nadzwyczajnej przygody.
— Niemniej postąpiliście panowie bardzo nierozważnie — rzekł tonem poważnym Holmes,
potrząsając głową. — Proszę pana usilnie, sir Henryku, nie chodź pan nigdzie sam, jeśli nie chcesz narazić się na wielkie nieszczęście. A znalazłeś pan drugi but?
— Nie; przepadł na wieki.
— Doprawdy? a to ciekawe... No, do widzenia! — dodał, gdy pociąg zaczął posuwać się zwolna wzdłuż peronu. — Sir Henryku, zapamiętaj sobie dobrze to zdanie z owej ponurej, starej legendy, którą nam doktór Mortimer przeczytał, zalecające unikać chodzenia w pobliżu wąwozu, w godzinach nocy, kiedy panuje moc złego ducha.
Wyjrzałem przez okno wagonu na peron, od którego oddalaliśmy się szybko i dostrzegłem
wysoką, imponującą postać Holmesa, stojącą nieruchomie i patrzącą za nami.
Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/077
Ta strona została uwierzytelniona.