— Czy to tutaj? — spytał przyciszonym głosem.
— Nie, nie, szpaler cisowy jest z tamtej strony.
Młody spadkobierca spojrzał chmurnym wzrokiem dokoła.
— Nie dziwię się, że mego stryja w tej miejscowości dręczyły złe przeczucia — rzekł po chwili. — Takie otoczenie może przerazić każdego człowieka. W przeciągu pół roku każę zaprowadzić tutaj oraz przed samym zamkiem szereg lamp elektrycznych; zobaczycie panowie, jak tu się wszystko zmieni, gdy zajaśnieją światla Swana i Edisona o sile tysiąca świec.
U wyjścia ze szpaleru rozpościerał się obszerny trawnik, za którym ujrzeliśmy gmach zamkowy.
W bladem świetle zamierającego dnia dostrzegłem, że środkowa część zamku była budowlą fundamentalną, z wystającym krużgankiem. Cała fasada zarośnięta była bluszczem, a tylko okna i kilka tarcz herbowych przecinało tu i ówdzie jednostajność ponurej zieleni.
Na tej części środkowej wznosiły się dwie stare, zębate wieże, przedziurawione licznemi strzelnicami. Z prawej i lewej strony wież wznosiły się dwa skrzydła w nowocześniejszym już stylu, z czarnego granitu zbudowane. Blade światło jaśniało poprzez gęste zasłony okien, a z wysokich kominów na stromym, śpiczastym dachu, strzelał w górę wielki słup czarnego dymu.
— Witaj, sir Henryku! Witaj w zamku Baskerville!
Z mrocznego krużganku wyszedł wysoki mężczyzna, zbliżył się do powozu i otworzył drzwi-
Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/084
Ta strona została uwierzytelniona.