jak obraz starej siedziby rodzinnej? I pomyśleć, że to ten sam gmach, w którym przez pięćset lat żyli moi przodkowie! Już sama ta myśl nastraja mnie uroczyście.
Oglądał się dokoła, a twarz jego rozjaśniła się młodzieńczym zachwytem. Światło padało prosto na jego postać, ale po ścianach rozwłóczyły się długie cienie, tworząc ponad nim i za nim jakby całun śmiertelny.
Barrymore, odniósłszy pakunki do naszych pokojów, powrócił i stał przed nami w pełnej szacunku postawie wielkopańskiego sługi. Był to mężczyzna powierzchowności wybitnej, wysoki, przystojny, z czarną przystrzyżoną brodą i bladą twarzą o szlachetnych rysach.
— Czy pan każe podać obiad zaraz?
— A czy gotów?
— Za kilka minut może być na stole. Panowie znajdą gorącą wodę w swoich pokojach. Żona moja i ja z całą gotowością pozostaniemy u pana — dodał, zwracając się do sir Henryka — dopóki pan nie przedsięweźmie innych zarządzeń. Ale pan sam zrozumie, że, wobec nowych warunków, potrzebna będzie liczniejsza znacznie służba.
— Wobec jakich nowych warunków?
— Chcę przez to powiedzieć, że sir Karol prowadził życie bardzo smutne i wystarczaliśmy mu we dwoje do usługi. Pan zaś, co jest rzeczą zupełnie naturalną, będzie pragnął towarzystwa, a to wywoła zmiany w całym trybie domowym.
— Czy mam stąd wnosić, że zamierzacie wraz z żoną mnie opuścić?
— Tylko w takim razie, gdyby panu było z tem dogodniej.
Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/086
Ta strona została uwierzytelniona.