Jest to bardzo potężna broń w naszych rękach. Gdyby tylko mogła mi posłużyć do oswobodzenia jego żony...
— Jego żony?
— Teraz ja dam ci pewne objaśnienia wzamian za wszystkie twoje nowiny. Otóż, kobieta, która uchodziła tutaj za pannę Stapleton, jest jego żoną.
— Na Boga, Holmesie! Czyś pewien tego, co mówisz? Jak mogłeś dopuścić, ażeby sir Henryk się w niej zakochał?
— Zakochanie się sir Henryka nie mogło zachodzić nikomu, tylko sir Henrykowi. Zauważyłeś sam, iż Stapleton baczył pilnie, ażeby baronet nie zbliżył się do niej i nie zalecał zbytnio. Powtarzam, że ta kobieta jest jego żoną, nie siostrą.
— Ale w jakim celu to wymyślne kłamstwo?...
— Dlatego, że przewidział, iż będzie mu daleko pożyteczniejsza w charakterze kobiety wolnej.
Wszystkie moje tajemne przeczucia, wszystkie nieuchwytne podejrzenia powstały naraz wyraźnie i skierowały się na przyrodnika. Widziałem teraz coś strasznego w tym obojętnym, bladym człowieku, w kapeluszu słomkowym, z siatką na motyle w ręku — istotę niewyczerpanej cierpliwości, piekielnie chytrą, z uśmiechniętą twarzą i duszą mordercy.
— A więc to on jest naszym wrogiem?... on szpiegował nas w Londynie?
— Tak ja rozwiązuję tę zagadkę.
— A ostrzeżenie... przyszło pewnie od niej?
— Naturalnie.
Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.