Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zapłaci. Już ja się o to postaram. Stryj i bratanek zamordowani... jeden umarł z przerażenia na sam widok zwierzęcia, które uważał za coś nadprzyrodzonego, drugi znalazł śmierć, uciekając przed ową bestją. Ale teraz musimy jeszcze dowieść wspólnictwa między człowiekiem a zwierzem. A nie możemy nawet zapewnić, że istnieje, skoro słyszeliśmy tylko szczekanie i warczenie, a sir Henryk zmarł widocznie skutkiem upadku. Ale przysięgam na wszystkie świętości, że, jakkolwiek ten Stapleton jest przebiegły i mądry, znajdzie się w mojej mocy, zanim dzień minie.
Ze ściśniętem sercem staliśmy nad okaleczonem ciałem, poruszeni nagłą i nieodwołalną katastrofą, która zakończyła tak smutnie naszą długą i mozolną pracę.
Księżyc powoli wysuwał się z za chmur. Weszliśmy na skały, z których spadł nasz biedny przyjaciel i ze szczytu spoglądaliśmy na moczary w połowie już osrebrzone blaskiem księżyca, w połowie jeszcze tonące w mroku.
W dali, w kierunku wioski Grimpen, jaśniało jedno żółte światełko. Mogło płonąć jedynie w samotnej siedzibie Stapletonów. Zakląwszy wściekle, podniosłem pięść groźnie i spytałem Holmesa:
— Dlaczego nie mielibyśmy schwytać go odrazu?
— Nie mamy jeszcze wystarczających dowodów. Ten łotr jest zręczny i przebiegły do najwyższego stopnia. W sądzie nie chodzi o to, co się wie, ale czego można dowieść. Jeden fałszywy krok z naszej strony, a łotr może nam się jeszcze wymknąć.
— Cóż zatem poczniemy?