zacznie się połów. Zanim noc zapadnie, będziemy wiedzieli, czy schwytaliśmy naszego wielkiego, żarłocznego szczupaka, czy też wymknął się z sieci.
— Byłeś już na moczarach?
— Wysłałem z Grimpen do Princetown raport o śmierci Seldena. Zdaje mi się, że mogę zapewnić, iż nikt z was nie będzie niepokojony tą sprawą. Doniosłem też memu wiernemu Cartwrightowi, co się ze mną stało; chłopiec byłby lamentował przed moją jaskinią, jak pies nad grobem pana, gdybym go nie zapewnił, że jestem bezpieczny.
— A teraz, co zamierzasz?
— Zobaczyć się z sir Henrykiem. A... oto jest!
— Dzień dobry panu! — rzekł baronet. — Wyglądasz, jak generał, układający plan bitwy z dowódcą sztabu.
— Porównanie pańskie zupełnie trafne. Watson pyta mnie właśnie o rozkazy.
— I ja również po to przychodzę.
— Doskonale. Jesteś pan zaproszony na obiad do naszych przyjaciół Stapletonów, prawda?
— Spodziewam się, że i panowie pójdziecie ze mną. Stapletonowie są bardzo gościnni i będą wam radzi.
— Obawiam się, że będziemy musieli pojechać z Watsonem do Londynu.
— Do Londynu?
— Tak, zdaje mi się, że w obecnem położeniu rzeczy będziemy tam potrzebniejsi.
Twarz baroneta spochmurniała.
— Myślałem, że pozostaniecie tu ze mną, dopóki się wszystko nie wyświetli. Pobyt w zamku
Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.