Czultun połączył rzemienie bardzo zawiłemi węzłami, a później, wydrążywszy w kawałku modrzewia dziurę, przewlókł przez nią skórzane pasma, nadając im okrągłą formę.
Nareszcie dzieci ujrzały dwa długie, mocne rzemienie i kilka krótszych, tworzących ruchome, łatwo zadzierżgające się pętle. Takież same pętle umieścił Czachar na końcach długich rzemieni.
— Poco ci te stryczki? — pytał Romek.
— Są to „arkany“[1] do łapania koni i do krępowania nóg, gdy schwytamy dżegetaje! — odparł wesoło.
— To nie na „arkany“ będziesz chwytał konie? — zapytał zkolei Henryk.
— Nie! — rzekł Czultun. — Złapią się one same na te małe rzemyki z pętlami. Są to sidła...
Mongoł jeszcze raz obejrzał wszystko uważnie, naostrzył swój długi nóż i, spoglądając na dzieci, zawołał:
— Niczego nie brakuje! Teraz przenosimy się na wschodnie zbocza gór. Łatwiej stamtąd wyśledzimy dżegetaje, dążące do wodopoju. Musimy być bliżej tego miejsca. Potrzebuję pomocy obydwu „nuchurów“, a zostawić tu
- ↑ Rodzaj lassa.