Powracali teraz do miejsca ostatniego popasu z groźnemi, bitewnemi połyskami w śmiałych oczach i liczyli zabite i poranione wilki, które Czultun bez litości resztek życia pozbawiał.
Posiliwszy się wędzonem mięsem i napiwszy się gorącej wody, ruszyli w dalszą drogę, pełni dobrych myśli.
Irenka z powodu długo trwającej gonitwy za wilkami wyspała się tego dnia wyśmienicie i wypoczęła, więc z zaciekawieniem słuchała opowiadania braci o porywającem polowaniu na wilki.
Mongoł nazywał je „choługaj“, bo też były one prawdziwymi bandytami pustyni, znienawidzonymi przez koczowników, trudniących się pasterstwem.
Dżegetaje, zmordowane gonitwą, biegły truchtem.
Przed zachodem słońca jeźdźcy ujrzeli łagodnie wznoszącą się miejscowość, pokrytą burą, suchą trawą, zwarzoną przez mrozy i zimne wiatry.
Wjeżdżali na step Ułan-Byjuk. Wkrótce odnaleźli cztery duże płaskie kamienie, otaczające niewielkie zagłębienie, z wypływającem z ziemi źródłem słodkiej wody.
— Tu będziemy wypoczywali całe dwie doby, Irenko! — zawołał Henryk.
Strona:A. F. Ossendowski - Mali zwycięzcy.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.