policzki, ręce i nogi jeźdźców, lecz Mongoł nauczył swoich przyjaciół, jak należy bronić się przed zimnem.
Gdy mróz dokuczał zbyt dotkliwie, jeźdźcy zeskakiwali z siodeł, nacierali śniegiem twarze i dłonie, dopóki się nie rozgrzały, a później, wymachując rękami, biegli przy koniach, pokrzykując na wierzchowce, aby zbytnio nie przyśpieszały biegu.
Siedząc na kulbakach, jeźdźcy nie zapominali ruszać palcami i stopą w butach, co rozgrzewało znakomicie nogi.
Tę tajemnicę konnej jazdy w zimie znają tylko mieszkańcy północnych, mroźnych krajów.
Pewnego razu Czultun, dawszy znak zatrzymania się na popas, wjechał na szczyt pagórka i długo oglądał miejscowość.
Czarna sylwetka Czachara odbijała się na bladem niebie, zlekka rumieniącem się od pierwszych szkarłatnych blasków zorzy wieczornej.
Zbliżając się do przyjaciół, zajętych rozkulbaczaniem koni i rozpalaniem ogniska, Czultun rzekł wesołym głosem:
— Za dwa dni wyjedziemy na step, biegnący aż do jurt Cagan-Czułutaju!
Radosnemi okrzykami powitały dzieci tę nowinę.
Strona:A. F. Ossendowski - Mali zwycięzcy.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.