Strona:A. F. Ossendowski - Mali zwycięzcy.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.

Nareszcie nastał dzień pożegnania.
Pan Broniewski dziękował wodzowi za przyjaźń dla dzieci, zaginionych w pustyni i za pomoc, okazywaną im w ciężkich przygodach.
Ucieszył się Czultun, gdy Henryk przetłumaczył mu słowa ojca, który w imieniu Sajn-Noin-Chana obiecał mu przyjaźń potężnego sąsiada i zapomnienie dawnych uraz i sporów.
— Chan wdzięczny ci jest, wodzu, zato, żeś uratował jego syna, który był wśród ułaczynów, wziętych do niewoli przez Ordosów! Odtąd Czacharzy Czultuna mogą śmiało przekraczać granice posiadłości Sajn-Noina; będą witani, jako bracia!
Pan Broniewski podarował Czultunowi i Zyndy piękne zegarki i rewolwery, a ich żonom — złote bransoletki.
Irenka uściskała dobrą Byjme i przytuliła się do wzruszonego Czultuna.
Płakała, żegnając wiernego przyjaciela, a Czachar, przyciskając do siebie jasnowłosą dziewczynkę, cicho cmokał i szeptał:
— Sajn! Sajn! Ałtan chuchet![1].

Głaskał Irenkę po jasnych włosach i po rączkach całował, muskając nie wargami, lecz nosem, jak to zwykle czynią Mongołowie.

  1. Złote dziecko.