Dowiedziawszy się, o co chodzi, pobiegła do swej śpiżarni i przyniosła wysoką, wąską blaszankę, znalezioną w skrzyni pod siedzeniem dla pilota. Przechowywano w niej plany i rysunki aparatu.
— Piękny kołczan! — zawołał zachwycony chłopak i pobiegł do domu, aby przymocować do blaszanki sznurki.
Skończywszy z tem, aż do zmroku strzelał Romek z łuku, wprawiając się we władaniu nową bronią.
Nazajutrz, posiliwszy się naprędce, wyruszył chłopak z domu. Przelazł przez mur i, pożegnawszy rodzeństwo, zniknął w lesie.
Romek szedł przez las. Rozglądał się ostrożnie i bacznie.
Z pod nóg parę razy wyrywały mu się małe stadka jarząbków, lecz odlatywały i kryły się w gąszczu zarośli modrzewiowych.
Raz tylko jakiś zuchwały jarząbek wzbił się do góry i usiadł na gałęzi, tuż nad głową chłopaka.
Romek wymierzył do niego i wypuścił strzałę.