Henryk zrozumiał, że tam musiało się ukryć ranne zwierzę.
Postanowił odnaleźć je i dowiedzieć się nareszcie, co oznaczało słowo „alar“.
Dał znak Mongołowi, że niebawem do niego powróci i z palcem na cynglu zaczął się skradać do skał.
Znowu spadały na chłopaka krople krwi. Widocznie, ciężko ranny „alar“ zrosił swoją posoką krzaki i trawę.
Sunąc bez szmeru, doszedł Henryk do skał i zaczął je obchodzić. Chrapliwy, groźny ryk zmusił go do zatrzymania się. Wypatrywał zwierza w haszczach i pomiędzy nagromadzonemi wszędzie kamieniami.
Nagle coś się poruszyło za pobliskim odłamkiem skały. Henryk zobaczył długie, centkowane, rudo-żółte ciało i ogon, bijący o ziemię.
— Alar — to bars, straszliwy drapieżnik — błysnęła myśl, lecz nie było już czasu na zwlekanie i wahanie się.
Chłopiec podniósł karabin do ramienia, starannie wycelował i strzelił.
Bars ze strzaskaną głową leżał bez życia.
Podszedłszy, Henryk przekonał się, że drapieżnik miał wyprute wnętrzości, które mu wypadały z podłużnej rany w boku i broczyły krwią, wsią-
Strona:A. F. Ossendowski - Mali zwycięzcy.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.