posiadaczkę nici, igieł i, co było najważniejsze, obdarzoną umiejętnością szycia, a nawet początków kroju.
Irenka jakgdyby nie spotrzegała rzucanych na nią spojrzeń, lecz Henryk zauważył, że dziewczynka ogląda suche skóry, przymierza je na sobie i, widocznie, coś kombinuje w swej małej płowej głowinie.
Romek z Henrykiem przyrządzali mydło z tłuszczu świstaków i ługu, a później całą trójką, wesoło dokazując, biegli nad strumyk i prali bieliznę.
Jednak, najwięcej czasu poświęcał Mongołowi Henryk. Rozumiał chłopak, że tubylec, gdyby był zdrów i silny, mógłby być dla nich bardzo pożyteczny; mimo wszystko, potrafiłby on zaprowadzić ich do jakiegoś osiedla, skąd mogliby posłać o sobie wieść do przyjaciół tatusia.
To też Henryk ciągle kręcił się koło rannego. Pokazywał mu różne przedmioty lub rysował je i pytał o mongolskie nazwy. Nieraz biegał, skakał, jadł, pił, starając się dowiedzieć, jak Mongołowie nazywają te czynności. W ten sposób już po dwóch tygodniach mógł jako-tako rozmawiać z tubylcem, a szło mu to coraz gładziej.
Młodsze rodzeństwo uczyło się od Henryka
Strona:A. F. Ossendowski - Mali zwycięzcy.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.