mowy mongolskiej, zresztą bardzo prostej, posiadającej nieznaczną ilość słów.
Nareszcie dzieci rozumiały wszystko, co chrapliwym głosem swoim mówił do nich chory:
— Nazywam się Czultun, jestem wodzem szczepu Czacharów, księstwa Cagan-Czułutaj. Koczujemy z naszemi tabunami koni i rączych wielbłądów na pograniczu pustyni Mumingan-Szamo. Moi jeźdźcy słyną z odwagi!
— Cóż robicie zwykle? — spytał Henryk.
Czultun spuścił oczy i długo milczał.
Po namyśle rzekł niepewnym głosem:
— Przez naszą pustynię przechodzi stara droga karawanowa. Kroczą nią wielbłądy kupców, zwożących towary z Tientsinu do stolicy Chałchi.[1]
— Do Tientsinu! — wyrwał się dzieciom radosny okrzyk. — Czy daleko od twego domu, Czultunie, do Tientsinu? Powiedz!
— Dziesięć razy wejdzie i skryje się za górami słońce, nim karawana dojdzie od mego ostatniego koczowiska do murów tego miasta bogatych kupców — odparł.
— Dziesięć dni... — mruknął Henryk i dodał: — na piechotę cały miesiąc — nie mniej.
Czultun tymczasem opowiadał dalej:
— Dawniej, gdy mój ojciec był wodzem, do-
- ↑ Zewnętrzna Mongolja. Stolica tego kraju — Urga.