Strona:A. F. Ossendowski - Mali zwycięzcy.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

Mongoł zmrużył oczy i, patrząc podejrzliwie, odpowiedział z wahaniem:
— Powierzam wam tajemnicę... wielką tajemnicę!
— Mów, nie bój się! — ośmielił go Romek.
— Dostał mi się do niewoli pewien Chińczyk. Chciałem go skazać na śmierć, mszcząc się za moich ludzi. Zaproponował mi wykup. Dziwny wykup! Przyrzekł odkryć mi ważną tajemnicę; posiadając ją, mógłbym się stać bardzo bogatym człowiekiem...
Czultun zawahał się, lecz po chwili ciągnął dalej:
— Wskazał mi pewną dolinę w tych górach, gdzie miał w obfitości rosnąć i dojrzewać dżeń-szeń... Wybrałem się tam pokryjomu i znalazłem czego szukałem! Nazbierałem duży woreczek drogocennych korzonków, lecz „alar“ zagryzł mi konie, a później w nocy rzucił się na mnie i poranił. Gdyby nie ty, zginąłbym na brzegu jeziora, bo już zwęszyły mnie wilki!
To powiedziawszy, ujął Henryka za rękę i przycisnął ją do ust i czoła.

— Ja jestem twoim „nuchurem“[1] do śmierci! — zawołał Mongoł i rękę podniósł na znak przysięgi.

  1. Przyjaciel serdeczny.