Strona:A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu/101

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XI.

Dziesięciu kapłanów w białych szatach, upstrzonych czerwonemi plamkami, wyszło ku środkowi ołtarza. W ślad za nimi wyszło jeszcze dwóch kapłanów, ubranych w szaty niewieście. Mieli oni dziś wyobrażać Nephtis i Izydę, opłakujących Ozyrysa. Następnie z głębi ołtarza wyszedł ktoś w białym chitonie, a choć był bez żadnej ozdoby — oczy wszystkich mężczyn i kobiet przywarły doń z żądzą, niby przykute. Był to ten sam pustelnik, który bohatersko spędził dzisięć lat w pokusach samotnych na górach Libanu i miał obecnie przynieść wielką, dobrowolną krwawą ofiarę Izydzie. Twarz jego, wycieńczona głodem, spalona i zesmagana wichrem, była surową i bladą oczy ponuro spuszczone na dół; coś nieludzko-okrutnego wionęło odeń w tłum.
Wreszcie ukazał się także główny kapłan świątyni, stuletni starzec w tyarze na głowie, ze skórą tygrysią na ramionach,