Strona:A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu/113

Ta strona została przepisana.

W upojeniu całował król usta swej miłej.
Ale Sulamit nagle podniosła się na swem łożu i poczęła nadsłuchiwać.
— Co ci jest, dziecię moje? Co cię przelękło? — spytał Salomon.
— Słuchaj, słuchaj mój miły... Idą tu... Tak, słyszę kroki...
Zamilkła i było tak cicho, że słyszeli bicie swych serc.
Lekki szelest dał się słyszeć za drzwiami i nagle drzwi rozwarły się prędko i bezszelestnie.
— Kto tam? — zawołał król.
Ale Sulamit wyskoczyła już z łoża i jednym skokiem rzuciła się prosto ku ciemnej postaci człowieka z błyszczącym mieczem w dłoni. I natychmiast przebita nawskróś krótkiem pchnięciem, ze słabym, pełnym zdumienia okrzykiem, padła na wznak.
Salomon rozbił dłonią ekran zasłaniający blask lampki nocnej. Ujrzał Eljawa, który stał u drzwi nieco schylony nad ciałem młodej dziewczyny, chwiejąc się jak pijany. Młody żołnierz pod spojrzeniem Salomona podniósł głowę i spotkawszy się z oczami gniewnymi, strasznymi oczyma króla, pobladł i jęknął. Nieludzki strach wy-