Strona:A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu/116

Ta strona została przepisana.

Wtedy król podniósł się i kazał sobie podać wody do mycia i włożył na się najwspanialszy chiton purpurowy, wyszywany złotemi sznurami i włożył na swoją głowę koronę z czerwono krwawych rubinów. Potem zawezwał do siebie Waneyasza i rzekł ze spokojem:
— Waneyo! Pójdziesz i uśmiercisz Eljawa. Ale starzec zakrył twarz dłońmi i padł na twarz przed królem.
— Królu! Eljaw jest moim wnukiem.
— Czyś mię nie słyszał, Waneyo!
— Królu, daruj mi, nie groź mi twym gniewem, każ to zrobić komu innemu. Eljaw wyszedłszy z pałacu, wbiegł do świątyni i uchwycił się za brzegi ofiarnika. Jestem stary, śmierć moja blisko, i nie odważę się wziąć na swą duszę podwójnej zbrodni.
Ale król zaprzeczył.
— A wszelako, kiedym ci polecił uśmiercić mego brata Andonjasza, gdy ten również chwycił się za święte brzegi ofiarnika, czyliżeś mię nie usłuchał, Waneyo?
— Daruj mi! Oszczędź mi tego, królu!
— Podnieś swoją głowę! — rozkazał król.