Strona:A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu/27

Ta strona została przepisana.

i roznosi aromat winnic kwitnących oraz lekki zapach rezedy i wina gotowanego.
Ciemne cyprysy poważnie kołyszą cienkimi konarami rozlewając woń smołowcową. Pospiesznie szemrzą do siebie zielono-srebrne liście oliwek.
Aż oto podnosi się Salomon i słucha. Miły kobiecy głos, jasny i czysty, rozlega się gdzieś w pobliżu za drzewami. Prosty, a czuły śpiew przelewa się niby dźwięczny plusk górskiego strumyka Rozkosz prostej melodyi wywołuje cichy uśmiech rozczulenia w oczach królewskich.
Coraz bliżej słuchać głos, coraz wyraźniej. Oto już jest tu, tuż obok za rozłożystymi cedrami, za ciemną zielenią.
Wtedy król ostrożnie rozchyla rękami gałęzie, przekrada się po cichu między ciernistemi krzakami i wchodzi na otwarte miejsce.
Przed nim za nizkim murowanym ogrodzeniem, ordynarnie złożonem z wielkich żółtych głazów wznosi się ku górze winnica. Dziewczyna w lekkiej niebieskiej szatce przechadza się między rzędami gałęzi, nachyla się nad czemś w dole, wyprostowywa się i znów śpiewa. Rude jej włosy palą się w słońcu.