Strona:A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu/29

Ta strona została przepisana.

Słyszę miłego, jak mię zdała woła;
Skocze jak jeleń przez gór wonne zioła...
Przybiegł jak sarna, jako chyży jeleń
Stanął pod ścianą, skryty w sadu zieleń...

I nagle urywa i tak się zgina nad ziemią, że jej prawie nie widać wśród winnicy.
Wtedy Salomon odzywa się głosem miłym i łagodnym dla ucha:
— Ukaż mi dziewczę twarz twoją, pozwól mi jeszcze usłyszeć twój głos...
Ta prędko wyprostowuje się i odwraca twarzą do króla. W czasie tego zrywa się silny wiatr, trzepocze na niej lekką szatą i oblepia ją dokoła jej ciała i między nogami. I król przez chwilę, dopóki nie zdążyła stanąć plecami do wiatru, widzi jej ciało wysokie, kształtne, w całym rozkwicie trzynastu lat; widzi jej małe, krągłe i mocne piersi, od których materya promieniami rozbiega się wszerz i okrągły, niby czara, bruszek dziewiczy i głęboką linię, która rozdziela jej nogi z dołu do góry i tam się rozchodzi na dwoje, ku biodrom wypukłym.
— Albowiem głos twój jest słodki, a twarz przyjemna — mówi Salomon.
Dziewczyna podchodzi bliżej, spogląda na króla z zachwytem i trwogą. Niewypowiedzianie piękną jest jej smagła i jasna