i brzuch i obawiając się zmarnować choćby jednę kropelkę wonności, poczęła prędko rozcierać olejek po nogach, pod pachami i wokoło szyi.
I gładkie, śliskie dotknięcie jej dłoni i łokci do ciała przyprawiało ją o dreszcz przeczucia słodkiej rozkoszy. I uśmiechając się i drżąc zarazem, patrzyła w okno, gdzie poza kratą widać było dwie topole, ocienione z jednej strony, osrebrzone zaś światłem z drugiej, szeptała sama do siebie:
— Dla ciebie to czynię, mój luby, dla ciebie mój ulubieńcze! Luby mój piękniejszy jest od dziesiątków tysięcy innych; jego głowa jest szczero złota; włosy ma faliste, a czarne jak u kruka. Usta jego to słodycz, a cały on to pożądanie! Oto, kto jest mym oblubieńcem! Oto, kto jest mym bratem, córy Jerozolimskie!..
I oto, rozlewając dokoła woń myrry, legła Sulamit na swe posłanie. Twarz swą zwróciła ku oknu i ręce niby dziecko, złożyła między kolana; serce jej tłucze się głośno w komnacie. Tak mija wiele czasu. Nie zamykając prawie oczu, pogrąża się Sulamit w drzemkę, ale serce jej czuwa. Marzy się jej, że oto oblubieniec jej spoczywa wraz nią. Prawą rękę jego — ma
Strona:A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu/56
Ta strona została przepisana.