pod swą głową, zaś lewą obejmuje on stan jej. W radośnym lęku otrząsa się Sulamit z drzemki i szuka oblubieńca obok siebie na posłaniu, lecz nie znajduje nikogo! Księżycowe odbicie przesunęło się bliżej ku ścianie, wykrzywiło się i stało się krótszem. Drą się cykady, monotonnie szemrze strumyk Cedronu i słychać, jak w mieście nuci tęskną pieśń stróż nocny.
„A cóż będzie, jeżeli on dziś nie przyjdzie?“ — myśli Sulamit — „prosiłam go przecie o to, więc może mnie usłucha? Zaklinam was, córy Jerozolimskie na sarny i liije polne: nie wywołujcie miłości, póki sama was nie nawiedzi. I oto nawiedziła mnie miłość. Przybądź prędzej, mój oblubieńcze! Czeka cię twa ulubiona, spiesz prędko, jak młody jeleń po górach balsamicznych“.
Zaszeleścił piasek na dworze pod lekkimi krzakami. Dusza zamarła w dziewczynie.
Przezorna dłoń stuka do okna. Dojrzeć można ciemną twarz po za kratą, słychać cichy głos Salomona:
— Otwórz mi, siostro moja, kochanko moja, gołębico moja, czysta moja! Głowa ma rosą pokryta!
Strona:A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu/57
Ta strona została przepisana.