Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/104

Ta strona została przepisana.

ni jest dla mnie? Ocaliła mię pani od sądu, od wiecznej hańby. Słusznie więc w pani poczułem od pierwszej chwili braterską duszę! Boże!... przecież mi pani życie wróciła! Życie!... Znów mogę być w oczach ludzi porządnym człowiekiem — nie złodziejem!
Okropne uczucie wzgardy wzmagało się coraz, silniej w duszy Zeny. Ałarin obniżał się w jej oczach, stał się tylko litości godnym, fałszywym człowiekiem.
— Po co on mi mówi o braterskiej duszy? Dlaczego nie wspomni, jak wstrętnie śmiał się na bulwarze?... — przeleciało jej przez głowę.
Wyrwała nagle ręce i wstała z kanapki.
— Prosiłam, aby więcej o tem nie wspominać!
Ałarin nie mógł pojąć, skąd ten porywczy gest i ten suchy ton.
— Ależ musi mię pani wysłuchać... Nie mogę o tem nie mówić... Gotów jestem krzyczeć na cały głos z radości... Gdybym mógł czemkolwiek odwdzięczyć się...
Zena nie słuchała, zajęta jakąś myślą.
— Pozwoli pan, że spytam o coś — przerwała chłodno wynurzenia Ałarina.
— Proszę, bardzo proszę!
Twarz jego wyrażała jednak zupełny brak zainteresowania i to wydało się Zenie czemś wstrętnem.
— Oczywiście zwróci pan te pieniądze — rzekła z naciskiem — sądzę wszakże, iż przyzna się pan do swego czynu, opowie o przegranej?