Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/106

Ta strona została przepisana.

kości wiatr z szaloną silą ciskał w oazy Zenie cale garście mroźnych, kłujących igieł. Przemiękłe kalosze i buciki zaledwie trzymały się na nogach, szła jednak bezwiednie tą samą drogą, którą jechała do mieszkania Ałarina. Głowa ją bardzo bolała, krew w skroniach tętniła, ręce i nogi wydawały się martwe, a myśli plątały się chaotycznie. Nie wiedziała, jak doszła do domu, jak zadzwoniła do bramy.
Na spotkanie jej wybiegł sam Kaszpierow. Od wyjścia Zeny chodził bezustanku po pokojach, silnie zaniepokojony. Niepokój wzmagał się w miarę, jak przedłużała się jej nieobecność. Dowiedział się telefonicznie o wielkiej przegranej inżyniera i teraz wyobrażał sobie różne sytuacje, niepokoił się o zdrowie Zeny, o brak doświadczenia, dręczył się zazdrością, wyobrażając scenę powitania z Ałarinem. Nie mógł wytrzymać dłużej i chciał już wyjść na poszukiwanie Zeny, gdy nagle usłyszał cichy dzwonek. Nie narzucił nawet na siebie palta, tylko zbiegł ze schodów i wpadł do bramy. Zaledwie drzwi otworzył, Zena blada, drżąca, zziębnięta, upadła mu na pierś z jękiem.
Podniósł ją jak piórko, sam, bez pomocy nadbiegającej służby, wniósł po schodach. W tej chwili, tak strasznej dla niego, czując na swej szyi dotknięcie zimnej twarzyczki, pojął Kaszpierow, że to dziewczę jest mu droższe nad życie własne, nad życie ukochanej córki.
Zena leżała nieprzytomna, drzemiąc ciągle, drę-