czona gorączkowemi widziadłami. Widziała bezustannie gdzieś w oddali jakiś długi drut. Wlecze się zwolna z monotonnem brzęczeniem. Wraz z tem brzęczeniem coś przykrego obwija, opasuje jej ciało, myśli, wszystkie zmysły. Stan dziwnej trwogi, obumierania trwa bardzo długo. Naraz zdaleka ukazuje się szybko wirujący punkt. Co ma ten punkt wyobrażać — Zena nie może odgadnąć, ale serce jej ściska się złowrogiem przeczuciem. Punkt, wirując coraz szybciej, zbliża się, powiększa, aż przeistacza się w szalony wicher, w fantastyczny ocean, który wzdyma się aż do niebios i zalewa świat cały groźnemi falami. Wtedy następuje chwila krótka na mgnienie oka zupełnego spokoju... Naraz cała ta wzburzona masa obrywa się i leci z szybkością ciśniętego kamienia wprost na piersi Zeny.
Dziewczyna rzuca się w przedśmiertnej trwodze, oblewa zimnym potem. Nagle — i to jest okropne — cała masa rozprasza się. Zostaje znów wląkący się drut, straszny, niesamowity jakiś drut...
Męczące te wizje powtarzały się dziesiątki razy, poczem widziadła przybierały charakter bardziej realny. Zdawało jej się, że na stoliku przy łóżku stoi talerz z mrożonemi żórawinami. Widziała soczyste jagody zupełnie wyraźnie, czuła w ustach smak kwaskowaty, zaspakajający pragnienie.
Podczas tych wszystkich marzeń widziała zawsze, bez przerwy tę samą dobrą, dziwnie znajomą
Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/107
Ta strona została przepisana.