Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/116

Ta strona została przepisana.

ni Barbary, ładna, głupia, sentymentalna żydówka, o której wiedziano, że nie gardziła łatwemi stosuneczkami.
— Czyż taki piękny ten Rżewski? — zapytała.
Kilka osób uśmiechnęło się. O Rżewskim wiedziano wiele, zwłaszcza o niektórych jego sprawach. Ilczenkowowa oczywiście opowiedziała wszystko, co tylko wiedziała o nim.
Czy piękny? Hm, to zależy, co się komu podoba, ale jej zdaniem twarz jego jest banalna, niby lalki fryzjerskiej. Pozbawiony wszelkiej moralności, a to zdaje się, najbardziej pociąga ku niemu amatorki łatwych przygód, jakkolwiek należy przyznać, że co do swoich związków zachowuje on niebywałą dyskrecję. Śpiewa? owszem, śpiewa bardzo pięknie. Zaangażowałaby go skwapliwie każda scena, gdyby tylko wyraził do tego ochotę, on jednak woli wieść próżniacze, lekkomyślne życie, bo zarabiać nie potrzebuje i nie chce ograniczać swobody jakiemiś warunkami...
Pani Barbara nie dosłyszała już końca tego sprawozdania, bo czujne ucho troskliwej matki usłyszało w dalszych pokojach krzyk, który poprzedzał zawsze układanie się do snu czteroletniej córeczki. Przeprosiła gości i pobiegła do dziecinnego pokoju.
Panował tam półmrok, migotała tylko mała lampka przed świętym obrazem. W łóżeczku z siatkowemi poręczami klęczała Ala w koszulce nocnej z nagą szyjką i ślicznemi dziecinnemi rączętami. Stara