Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/117

Ta strona została przepisana.

niania, która niegdyś wyniańczyła panią Barbarę, namawiała z wielką cierpliwością Alę, aby odmówiła jak się należy przykładnie „Ojcze nasz“. Ala nie miała ochoty się modlić i szamotała się w rękach piastunki, wykręcając główkę i śmiejąc się serdecznie. Zobaczywszy matkę, podniosła się jednym susem z kolan i wyciągnęła rączki z rozczapierzonemi paluszkami.
— Pomódl się, Alu... pomódl. Bozia gniewać się będzie, że, nie słuchasz niani — odezwała się pani Barbara, udając powagę i odrywając rączki dziecka ze swej szyi.
— A powiesz, mamo, bajeczkę? — pytała Ala, zaglądając przebiegle w oczy matki i objęła ją znów za szyję.
— Powiem, powiem, jeżeli będziesz grzeczna.
Pani Barbara zaczęła mówić półgłosem modlitwę, wyraźnie wymawiając słowa. Ala powtarzała za nią głośno, cieniutkim głosikiem, zabawnie przekręcając wyrazy i szybko machając rączką od ramienia do brzuszka. Skończywszy oficjalną modlitwę, sama dodała od siebie: „Daj, Boziu, zdrowie mamie, tacie, niani, babci, dzieciątku Heleny i wszystkim moim bliskim“ i szybko ułożyła się na prawym boku, podłożywszy obie rączki pod głowę „jak śpią zawsze grzeczne dziewczynki“.
— Teraz bajkę! — padł bezapelacyjny nakaz.
Pani Barbara, opowiadając dziecku bajki, nigdy nie namyślała się nad treścią. Zaczynała zwykle: „Za