Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/122

Ta strona została przepisana.

Opowiedział jeszcze Rżewski parę wspomnień osobistych ze świata operowych znakomitości. Jakkowiek z początku z uprzedzeniem patrzyła ma niego pani Barbara, jednak musiała przyznać, że w jego opowiadaniach nie było wcale samochwalstwa, zawsze swoją osobę zostawiał na uboczu, co nie zgadzało się z wrażeniem, jakie wywierała tale pewna siebie mina. Opowiadał bardzo interesująco, umiał scharakteryzować zakulisowe życie nadzwyczaj subtelnie, a chociaż był z tem życiem obyty i znudzony niem, potrafił wszakże zająć słuchaczy niby czemś nowem i nieznanem.
Panią Barbarę niepokoił tylko i mieszał wzrok Rżewskiego, bezustannie w nią utkwiony, jakby opowiadał tylko dla niej. Ona nie patrząc, czuła na sobie ten przenikliwy, pieszczotliwy wzrok, spoczywający z upodobaniem na jej twarzy, na rękach, na całem ciele, odczuwała specjalnym subtelnym instynktem, którym obdarzona jest większość kobiet, a który nieomylnie je przekonywa o wrażeniu, jakie czynią na mężczyźnie. Mimo całej niechęci, może nieuzasadnionej zresztą, pani Barbara zajęta treścią opowiadania, spojrzała parę razy na Rżewskiego i spotkawszy jego wzrok, spuściła oczy zmięszana.
— Nie powinien u nas bywać — przemknęło jej naraz przez myśl, ale zastanowiła się. — Jakto, czyżbym obawiała się tego „niezwyciężonego“? Może przypuścić, że istotnie go się boję, jeżeli będę siedziała jak zaswatana. Muszę być grzeczniejsza, choćby ze względów przyzwoitości — odezwać się do niego.