Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/126

Ta strona została przepisana.

nakazujące wezwanie, że niepodobna chyba oprzeć się temu.
W tej chwili i pani Barbara i Rżewski wyciągnęli jednocześnie rękę, by przewrócić stronicę i palce ich spotkały się. Pani Barbara poczuła delikatne uściśnięcie, niezauważone przez nikogo. Szybko odsunęła drżącą rękę i w zmieszaniu przysunęła do nut zarumienioną twarz, a tymczasem nad jej głową natrętnie hipnotyzując, wabiąc, płynzły piękne, czarowne dźwięki:

„Czy słowa miłości na ustach twych milkną?
Czy mi ich skąpisz? Nie kochasz więc“?

Widocznie burza będzie i dlatego... łudziła siebie pani Barbara, czując gorące osłabienie, rozlewające się po całem ciele. Coraz trudniej było oddychać Już ostatnie słowa romansu...

„Więc czekam wyroku twego,
Co postanowisz, mój skarbie...“

Rżewski z takiem uniesieniem, tak błagalnie odśpiewał te słowa, lekko nawet wyciągając ku pani Barbarze ręce, że bezwiednie przymknęła oczy, czując, że serce jej zabiło dziwną trwogę. Odegrawszy ostatnie takty akompanjamentu, wyczerpana, drżąca, z pałającemi oczyma, przechyliła się w tył, na poręcz krzesła. Goście otoczyli Rżewskiego, prosząc, aby jeszcze cośkolwiek zaśpiewał, ale pani Barbara wstała od fortepianu.